
Na zdjęciu nie widać, ale to nasz ulubiony zezulec. Odciągany od klatek-łapek kocimiętką, bo to wielki jej amator :)
Mnóstwo kotów Ewa już złapała na terenie szpitala na Szaserów i zawiozła na zabiegi do Koterii. Ale wciąż musi wracać w to miejsce – jest przynajmniej jeden kot, który wciąż nie daje się złapać, wciąż pojawiają się nowe koty. Niektóre przychodzą zwabione rozległym, w miarę bezpiecznym terenem i regularnym karmieniem przez dwie panie. Ale od karmicielek wiemy, że koty są też tam „po prostu” podrzucane… I wczoraj Ewa złapała, oprócz czarnego, wystraszonego dzikuna z wystającym języczkiem (nasi lekarze weterynarze zbadają kota, może są to jakieś problemy z ząbkami) – kota zupełnie oswojonego. To ten czarno-biały na trzecim zdjęciu. Pojawił się jakiś czas temu, nie wiadomo skąd, bez obróżki. W Koterii sprawdzimy, czy ma czip. Jeśli nie będzie czipa i nikt nie rozpozna kota na zdjęciu, to będziemy mu szukać domu. W razie czego – szeroko rozpowszechniane ogłoszenia adopcyjne są też dobrą formą szukania ewentualnego właściciela, jeśli ktoś tego kota szuka. Przy okazji przywitaliśmy się z kotami, które tak dobrze już znamy – zwłaszcza z naszymi ulubieńcami z tego miejsca: czarnego (z białymi skarpetkami i żabocikiem) bezuszka i zezowatego marmurkowego rudzielca.